„Ja nie leczę, pomagam odzyskać zdrowie”. Na wizycie u najbardziej znanych uzdrowicieli w Warszawie. Gazeta Wyborcza 29.12.2024 r (fragment artykułu, całość w linku poniżej).
Martyna Śmigiel
Uzdrawianie zajmuje zwykle sześć godzinnych sesji. Każda po 150 zł. – Szybciej się nie da? – zastanawiam się. – Jak ktoś niszczy sobie zdrowie przez 30 lat, to trudno w ciągu godziny wszystko odwrócić.
– Ale jak to duchowe uzdrawianie właściwie wygląda? – pytam Antoniego Przechrztę. Jak wyczytałam na jego stronie internetowej, to jedyny w Polsce licencjonowany nauczyciel duchowego uzdrawiania. Jest współzałożycielem i dyrektorem Instytutu Realizacji Siebie oraz założycielem i prezesem Polskiego Stowarzyszenia Duchowych Uzdrowicieli. Na co dzień uczy uzdrawiania oraz postrzegania pozazmysłowego. Co to oznacza, wytłumaczy mi za chwilę.
– Proszę usiąść na tym krześle – rozkłada białe, plastikowe krzesło tuż obok swojego obrotowego fotela. – Ale nic mi się nie stanie? – rozbijam atmosferę żartem. Antoni Przechrzta jest pogodny, ale poważny. Gdy siadam na krześle, każe mi jeszcze wyciągnąć dłonie na kolanach. – Nie no, jest power u pani. Mogłaby pani praktykować – ocenia i wyjaśnia, że świadczą o tym moje ciepłe dłonie.
Każe głęboko oddychać. Mam wyobrazić sobie napełnianie się pozytywną energią. Tworzymy intencję: żeby sytuacja w moim domu była bez napięć, każdy miał czas na odpoczynek, zregenerowanie się i odszukanie siebie. Kładzie mi ręce na ramionach. – Zaczynam od tego miejsca, aby nawiązać połączenie energetyczne. U pani jest tu trochę spięte, więc można rozmasować, oczywiście jeśli się pacjentka zgadza – mówi uzdrowiciel. – Jak będzie się robić ciepło na plecach, to niech pani mówi. Czy energia przepływa? Czy ciepło przenika do środka? – dopytuje. Wyjaśniam, że ma ciepłe dłonie, więc siłą rzeczy ciepło czuję. – Ale czy przepływa? – słyszę pytanie. Nie potrafię odpowiedzieć.
Antoni Przechrzta unosi ręce nad moją głową. Potem zbliża dłonie do policzków. – Co właściwie powinnam czuć? – próbuję rozgryźć. Mam ocenić, czy raczej jest ciepło, gęsto, czy może zimno, wietrznie. Ciepło i gęsto. Ale żeby jakaś energia? Przechrzta: – Jak ktoś jest sceptyczny, patrzy tylko przez głowę, to może zablokować się na przepływ. Trzeba wejść świadomością w obszar ciała, w pole serca. Poczuć to.
„Państwo powinno zabronić tego typu działalności”
Temat uzdrowicieli zaczyna mnie nurtować, gdy Rzecznik Praw Pacjenta Bartłomiej Chmielowiec zapowiada nowe przepisy, które mają chronić pacjentów przed znachorami, bioenergoterapeutami i wszystkimi innymi, którzy obiecują pomoc w pozbyciu się dolegliwości zdrowotnych w niekonwencjonalny sposób. – We wszystkich sytuacjach, gdy osoba lub podmiot, które nie są placówką medyczną, nie wykonują zawodu medycznego, a trudnią się diagnozowaniem i leczeniem chorób, proponują cudowne terapie, państwo polskie powinno zabronić tego typu działalności – podkreślił w rozmowie z „Rynkiem Zdrowia”. I zapowiedział kary administracyjne.
– Nie zajmuję się leczeniem, tylko uzdrawianiem – podkreśla Antoni Przechrzta, gdy spotykamy się w jego biurze przy ul. Złotej. To właściwie mieszkanie w kilkudziesięcioletnim bloku. Na ścianach obrazki z otoczonymi światłem postaciami Jezusa i aniołów, certyfikat potwierdzający zrzeszenie Polskiego Stowarzyszenia Duchowych Uzdrowicieli w międzynarodowej organizacji Confederation of HealingOrganizations, na biurku lampka solna, świeczka z kolorowymi kryształkami, obok regał pełen książek.
Siadam na kanapie. Dostaję kawę z przyprawami korzennymi. – Kardamon, goździki, cynamon, gałka muszkatołowa, imbir i pieprz. Samo zdrowie – zachwala Przechrzta.
I zaczyna:
Medycyna głównego nurtu dostaje miliardy z publicznych pieniędzy, ale jej skuteczność jest raczej słaba. Ludzie chodzą do lekarzy, kupują leki, ale chorych i tak przybywa. Problemem jest brak kontaktu z pacjentem i nierozumienie zdrowia ludzkiego jako całości. Ta medycyna zagubiła się w procedurach.
Na stronie internetowej Instytutu Realizacji Siebie czytam o Przechrzcie: „Poprzez indywidualne konsultacje (również sesje uzdrawiania) pomagam w rozwiązywaniu problemów natury emocjonalnej i psychicznej, duchowej, a także fizycznej. Udzielam porad dotyczących radzenia sobie z problemami życiowymi, karierą zawodową, a także zagadnieniami biznesowymi. Inspiruję i wspieram w rozwoju osobowości i budowaniu korzystnego światopoglądu”. – Każdego jest pan w stanie tak uleczyć? – dopytuję. – Ja nikogo nie leczę. Uzdrawianie jest zestrojeniem pacjenta z jego duchową naturą i przekazaniem siły życiowej, by uruchomić jego potencjał do samouzdrawiania, pomóc mu odkryć cel jego życia. Tu nie chodzi o wiarę, chociaż jestem osobą wierzącą. Tu chodzi o duszę. Ludzie często chorują fizycznie i psychicznie, gdy tracą kontakt ze swoją duchową mocą i intuicją – mówi.
Proszę o konkrety. Kto przychodzi do niego i z czym. – Młodzi, starzy. Ci, którzy czują się załamani, zagubieni, nie mają sensu życia albo ktoś bliski od nich odszedł. Albo mają jakieś guzy, reumatyzm czy problemy z relacjami. Na przykład syn jest uzależniony od narkotyków i rodzice szukają sposobów, by sobie z tym poradzić – wymienia.
Proponuję zatrzymać się przy guzach. Przychodzi pacjentka z guzem tarczycy i co dalej? Siada na krześle, pokazuje wyniki badań. I…? – Nie muszę wiedzieć, co dolega pacjentowi, aby mu pomóc w powrocie do zdrowia. Wspieramy całego człowieka, włączając też objawy w poszczególnych obszarach, co może przełożyć się na wyzdrowienie. Rozmawiamy o sytuacji, która mogła doprowadzić do choroby. Tarczyca z punktu widzenia psychosomatyki jest zwykle związana z żalem, poczuciem niewyrażenia pewnej krzywdy. U wielu osób ze złym funkcjonowaniem tarczycy można odnaleźć aspekt niewyrażenia czegoś bolesnego. U osób z guzem prostaty zwykle okazuje się, że jest konflikt z dziećmi, np. syn źle potraktował ojca. Albo urwał się kontakt z córką. Tu chodzi o to, żeby wysłuchać, co w tym człowieku siedzi, by mógł wyrazić siebie, nawiązać kontakt z własnym bólem i bezsilnością.
Żal do męża powoduje choroby
– Trochę jak na psychoterapii – zauważam.
– Po psychoterapii ludzie są w stanie zobaczyć i bardziej elokwentnie wyrazić swoje problemy. Ale nie zaglądają do własnej duszy – ripostuje Przechrzta. I proponuje, by zajrzeć do mojej. – Co teraz jest pani głównym problemem w życiu? – pyta. No dobra, wchodzę w to. – To może napięcia w relacji z mężem. Mamy małe dziecko, jesteśmy przemęczeni, niedospani. I jakoś trudniej się dogadać – rzucam.
– A jak pani myśli o swoim mężu, to gdzie go pani czuje? – zaczyna uzdrowiciel. – W sercu czy gdzieś obok? – precyzuje.
– No, powiedzmy, gdzieś w środku – próbuję wejść w konwencję.
– A swojego syna gdzie pani czuje?
– Też w środku.
– A siebie?
– A to tym bardziej w środku.
– To jest tyle miejsca dla wszystkich tam w środku?
– Pewnie nie, może dlatego czuję się taka zmęczona.
– Według zasady ustawień systemowych zakładamy, że dzieci powinny być przed nami, partnerzy obok nas, a rodzice za nami – tłumaczy Przechrzta.
– Rodziców to ja czuję bardziej nad sobą, przerabiałam to nawet na terapii – uśmiecham się porozumiewawczo.
– Pewnie czuje pani od nich presję do działania. Ja nawet to widzę, jak pani mówi i ciągle rusza głową, czyli myśli, analizuje, a przecież można by zejść do serca, zajrzeć do duszy – radzi uzdrowiciel.
No to schodzimy w trakcie sesji uzdrawiania. Będzie nie tylko przekazywanie ciepła i energii, ale też relaksacja, głębokie wdechy i wydechy, a nawet wizualizacja. Mam wyobrazić sobie siebie jako małą dziewczynkę, popatrzeć na nią z życzliwością i powiedzieć jej coś dobrego. Relaksację znam z zajęć jogi, głębokie wdechy i wydechy też, a wizualizacja jest przecież techniką wykorzystywaną na psychoterapii. Ale w jaki sposób miałoby to mnie wyleczyć z guza tarczycy, choroby płuc czy choćby rozwiązać konflikty małżeńskie?
– Nieraz ktoś ma ciągle żal do męża czy do żony i to powoduje osłabienie układu immunologicznego i choroby. Jedna pacjentka była w konflikcie z mamą. Na sesji uzdrawiania zrobiła wybaczanie. Wróciła do domu i zaczęły ze sobą przyjaźnie się komunikować i to na dłużej. Mamę traktowała wcześniej, jakby była jej dzieckiem i ciągle się denerwowała, bo jedna drugiej blokowała spojrzenie w przyszłość. Tu w tym pokoju wiele takich uzdrowień relacji robiliśmy. Małżonkowie żyją obok siebie 15 lat i nie rozmawiają. Zrobiliśmy akt wybaczania. Ona wybaczyła jemu. On nigdy nie dzwonił, gdy był poza domem, a wtedy pojechał do Francji. W momencie, gdy my robimy uzdrawianie, on dzwoni. Ona pyta, co się stało. On: a nic takiego, chciałem spytać, co słychać – opowiada Przechrzta. Pytam, czy nie lepiej, gdyby jednak przyszli razem. Jak na terapii małżeńskiej, można wyjaśnić nieporozumienia, choć to trudny i długi proces. – To się właśnie wtedy taka licytacja robi. Lepiej na początek wprowadzić harmonię z jedną osobą, najczęściej tą bardziej świadomą – przekonuje.
Uzdrawianie ma też działać na zdrowie somatyczne. – Pacjentka z 24-milimetrowym guzem tarczycy po sześciu sesjach uzdrawiania poszła do tego samego lekarza i zrobiła badanie na tym samym urządzeniu. I okazało się, że guz miał już 12 mm [a go już nie ma]. W tym czasie – po uzgodnieniu z lekarzem – nie brała lekarstw, bo wcześniej nie było widać poprawy. Czy pacjentka z Łodzi z cystą na jajniku. Była przed operacją wycięcia cysty, przyszła się trochę pouzdrawiać. No i jedzie na tę operację, a tu cysty nie ma, nie ma czego operować. Takich przypadków miałem mnóstwo, powinienem to jakoś spisywać, katalogować, żeby mieć twarde dane, ale to bardzo dużo czasu by zajęło – mówi Przechrzta.
Zaleca pacjentom, by skorzystali z ok. sześciu godzinnych sesji uzdrawiania, najczęściej raz na tydzień. Każda kosztuje 150 zł. – Szybciej się nie da? – zastanawiam się. – Jak ktoś niszczy swoje zdrowie przez 30 lat, to trudno w ciągu godziny wszystko trwale odwrócić. Często jednak różnica jest widoczna już po pierwszej sesji.
I opowiada dalej: – Przyszedł raz jeden pan, który chciał się uzdrawiać dwa razy w tygodniu, żeby było szybciej. Miał pięciocentymetrowego guza prostaty. Trudno było sprawić, aby się otworzył. Mówił: co ja tu będę panu opowiadać, pan jest duchowym uzdrowicielem, bliżej Boga, to wierzę, że mi pan pomoże. I uzdrawiałem go w ciszy.
To trudność, ale się udało. Po sześciu sesjach guz prostaty miał zniknąć. – Nikomu nigdy nie mówię, żeby zarzucał konwencjonalne leczenie na rzecz uzdrawiania. Obowiązuje nas kodeks etyczny i nigdy pacjentów od leczenia nie odwodzimy. Podpisują oświadczenie, że zostali poinformowani o konieczności udania się do lekarza. Każdy stażysta, który szkoli się na terapeutę duchowego uzdrawiania, by podejść do egzaminu w naszym stowarzyszeniu, musi przedstawić opinie czterech pacjentów, z którymi przeprowadzał sześć sesji uzdrawiania w ostatnim półroczu. Niekoniecznie chodzi o choroby somatyczne i całkowity powrót do zdrowia. Efektem może być np. polepszenie samopoczucia – wyjaśnia Przechrzta.
I podkreśla, że kurs duchowego uzdrawiania, włączając staż, trwa dwa lata. – Jedna dziennikarka zarzucała mi kiedyś, że lekarz uczy się zawodu co najmniej sześć lat. My nie jesteśmy lekarzami i nasz obszar działania jest trochę inny. Poza tym do nas na kursy zgłaszają się ludzie, którzy już wcześniej rozwijali się w tej dziedzinie, dbali o swój rozwój osobisty i duchowy – dodaje uzdrowiciel. On sam kształcił się jako artysta w krakowskiej i wiedeńskiej Akademii Sztuk Pięknych oraz w Akademii Królewskiej w Londynie. Po śmierci ojca zaczął praktykować uzdrawianie.
A co, jeśli pacjent, zachęcony efektami uzdrawiania, zrezygnuje z konwencjonalnego leczenia? Antoni Przechrzta: – Każdy człowiek sam ponosi odpowiedzialność za swoje zdrowie. Wybór byłby łatwiejszy, gdybyśmy zaczęli traktować medycynę jako całość, a jej częścią było duchowe uzdrawianie. Stanowisko RPP wynika najprawdopodobniej z braku znajomości medycyny komplementarnej, badań naukowych, które potwierdzają jej skuteczność oraz praktyki w innych krajach, choćby w Wielkiej Brytanii, gdzie z duchowego uzdrawiania można skorzystać w publicznym systemie opieki zdrowotnej. Od lat działam na rzecz tego, by było tak i w Polsce.